- Lekarka mówiła nam, że jesteśmy nieodpowiedzialni, ale my nigdy nie stawialiśmy Panu Bogu i naszym dzieciom przeszkód, chcieliśmy przyjąć każde życie. I nie żałujemy - podkreślają zgodnie Bernadetta i Potr Pikulowie.
Są w dużych miastach i małych wioskach; często młodzi i wykształceni, ale nieprzygotowani na taką stratę i zagubieni w formalnościach. Problemom rodziców dzieci utraconych poświęcono tegoroczne dni pastoralne w Płocku.
W Polsce rokrocznie około czterdziestu tysięcy ciąż kończy się samoistnym poronieniem.
Nikt nie chce myśleć o czarnych scenariuszach w życiu. Oni też się go nie spodziewali. A jednak wiara i ludzie, którzy wsparli ich we właściwym czasie, pomogli w podjęciu właściwych decyzji.
Magdalena Konieczek nie rozumie, dlaczego gdy urodziła martwe dziecko, nikt ze szpitala nie powiedział jej, jakie ma prawa, że może swoje potomstwo pochować. Teraz szuka kobiet, które przeszły to samo, co ona, żeby wspólnie domagać się prawa do żałoby. – Uważam, że to moja misja – mówi.
Od ponad roku trwa w Koszalinie kampania uświadamiająca, że poronienie to nie wycięcie wyrostka, ale strata kochanego dziecka, po którym rodzice mają prawo do żałoby.
Osieroceni rodzice żyją pośród nas. Poronienia to najczęstsza przyczyna śmierci dzieci. Aż 50 % ciąż kończy się w ten sposób.
Kiedy rok temu powstawał Komitet Budowy Pomnika Dzieci Utraconych, jego członkowie nie przypuszczali, że akcja będzie zataczać tak szerokie kręgi. Efektem jego działalności jest nowo utworzona grupa wsparcia dla rodziców, którzy musieli zmierzyć się z doświadczeniem poronienia.
Jasne, że wszystkich chorych, zaginionych, skrajnych wcześniaków uratować się nie da. Ale najpierw trzeba zrobić wszystko, co w naszej mocy, by spróbować.
Poronienie - rani rodziców, ale kładzie się tez bolesnym cieniem na relacje w całej rodzinie, wśród znajomych i przyjaciół.